Czy język może umrzeć?

W tytule użyto sformułowania “umrzeć” w odniesieniu do języka, traktując język na równi z żywymi istotami. Oczywiście, można by pomyśleć, że to pewna metafora: kiedy mówimy o śmierci języka, mamy na myśli de facto śmierć jego ostatniego natywnego użytkownika. Jednak nie jest tak do końca. Języki rodzą się w społecznościach i bez nich przetrwać nie mogą, ale rozwijają się i zmieniają tak, jak każda żywa istota. Poza tym, język może umrzeć nie dlatego, że przestaje istnieć społeczność, w której się wykształcił, ale dlatego, że z jakiegoś powodu przestano nim mówić (w ten sposób martwym językiem stała się łacina czy kornwalijski, a setka innych stoi dzisiaj na krawędzi wyginięcia). Niektórzy językoznawcy używają również takich terminów, jak morderstwo na języku i samobójstwo języka, zwracając uwagę na fakt, iż przyczyną śmierci języka nie były procesy naturalne. Ukuto także termin język-zabójca (ang. killer language) dla tych języków, które swoją ekspansywnością powodują, że użytkownicy „słabszych” języków przestają nimi mówić i przechodzą na używanie języka dominującego. Takim przykładem języka-zabójcy jest w wielu krajach bez wątpienia angielski, ale nie tylko – w Brazylii będzie to brazylijski portugalski, w Oceanii tok pisin, a we Francji, wobec języka prowansalskiego czy bretońskiego – francuski.

W których częściach świata języki są najbardziej zagrożone?

            Językoznawcy zajmujący się zagrożonymi językami stworzyli mapę z tzw. hot spotami, które pokazują obszary, na których języki są zagrożone – od stanu na krawędzi wyginięcia (liczba użytkowników nie przekracza kilkunastu), aż do poziomu niskiego, w którym liczba użytkowników sięga setki.

Michael Krauss, badacz języków Ameryki Północnej i Alaski, postawił hipotezę, że liczba użytkowników danego języka powinna przekraczać 100 tysięcy, by móc uznać dany język za niezagrożony. Takich języków, wg danych Ethnologue’a, jest zaledwie 40%, natomiast około 600 języków jest na granicy wyginięcia. Sam Krauss podaje, że, ze 187 języków indiańskich używanych w Północnej Ameryce (USA i Kanada), 149 nie uczy się już dzieci (zaledwie 4 z 60 kanadyjskich języków indiańskich jest uczonych w szkołach) , a jedynym wśród nich językiem przekraczającym „granicę zagrożenia” jest język nawaho. Brak ciągłości w przekazywaniu języka, gdy dzieci nabywają go nieświadomie i z łatwością, to główna przyczyna zagrożenia każdego języka. W Australii sytuacja jest jeszcze bardziej dramatyczna, z 250 języków aborygeńskich tylko 18 jest używanych powszechnie, przy czym każdy z nich ma po niespełna 500 użytkowników.

Oczywiście, często granica 100 tysięcy użytkowników jest pewnym przybliżeniem i nie może być podstawą do stwierdzenia, czy jakiś język jest zagrożony czy nie. Języki z małą liczbą użytkowników, np. 500 mogą być zagrożone, ale jeśli liczba ta nie maleje drastycznie, a w grupie rodzą się dzieci, które uczone są danego języka – jest duża szansa, że nie stanie się on zagrożony. Język franko-prowansalski, na przykład, ma około 70 tysięcy użytkowników, ale jego pozycja nie wydaje się zagrożona ze względu na inicjatywy podejmowane przez społeczności poszczególnych krajów: we Francji tłumaczy się literaturę, wprowadzono dobrowolną edukację szkolną; we Włoszech został uznany oficjalnie za język mniejszości.